Wczoraj w nocy przejechałem 150 km we mgle i spostrzeżenia mam takie.
Nie oślepiały mnie zupełnie białe PM tych nadjeżdżających z przeciwka. Prawie wszyscy mieli je włączone. I tak pierwsze światła tych z naprzeciwka, które widziałem to były ich światła drogowe. PM wyłaziły z mgły na samym końcu. PM tylne też mnie specjalnie nie oślepiały, bo jechałem głównie jako pierwszy, ale mijałem całem kawalkady sunących 40 kmh zderzak w zderzak samochodów, w których wszyscy sobie po kolei napiedlalali w gały czerwonymi. Nic dziwnego, że nikt się z takiej kupy wyrwać nie mógł, bo był już praktycznie ślepy. Mi akurat one pomagały, bo widać było je z dużej odległości i pomagały mi ocenić odległość i ułatwiały wyprzedzanie.
Ja sam, ponieważ ja jechałem 80% czasu jako pierwszy, to PM tylne zapalałem tylko jak się oddalałem od tych co jechali za mną i wjeżdżałem w jakąś gęstszą mgłę, żeby widzieli mnie jak najdłużej. Większą część trasy miałem ogon, więc niezapodawałem. Przednie PM miałem włączone, ale nie powiem, żebym dzięki nim widział coś więcej na prostej drodze. Oświetlają one tylko pobocze i służą chyba do tego, żeby jadąc 30 km/h nie wpaść do rowu. Przy 60 czy 80 km/h na prostej drodze to już zupełnie nic nie dają.
Ale nazywają się przeciwmgielne, więc wszyscy je włączają. Gdyby producenci samochodów dorobili dodatkowe światła "przeciwdeszczowe" i zabronili ich włączać jak nie pada deszcz, to na 100% nie widzielibyśmy w deszczu kolesi jeżdżących bez świateł. Każdy by czekał na pierwszą krople, żeby zalansować swoimi flarami.
Nie oślepiały mnie zupełnie białe PM tych nadjeżdżających z przeciwka. Prawie wszyscy mieli je włączone. I tak pierwsze światła tych z naprzeciwka, które widziałem to były ich światła drogowe. PM wyłaziły z mgły na samym końcu. PM tylne też mnie specjalnie nie oślepiały, bo jechałem głównie jako pierwszy, ale mijałem całem kawalkady sunących 40 kmh zderzak w zderzak samochodów, w których wszyscy sobie po kolei napiedlalali w gały czerwonymi. Nic dziwnego, że nikt się z takiej kupy wyrwać nie mógł, bo był już praktycznie ślepy. Mi akurat one pomagały, bo widać było je z dużej odległości i pomagały mi ocenić odległość i ułatwiały wyprzedzanie.
Ja sam, ponieważ ja jechałem 80% czasu jako pierwszy, to PM tylne zapalałem tylko jak się oddalałem od tych co jechali za mną i wjeżdżałem w jakąś gęstszą mgłę, żeby widzieli mnie jak najdłużej. Większą część trasy miałem ogon, więc niezapodawałem. Przednie PM miałem włączone, ale nie powiem, żebym dzięki nim widział coś więcej na prostej drodze. Oświetlają one tylko pobocze i służą chyba do tego, żeby jadąc 30 km/h nie wpaść do rowu. Przy 60 czy 80 km/h na prostej drodze to już zupełnie nic nie dają.
Ale nazywają się przeciwmgielne, więc wszyscy je włączają. Gdyby producenci samochodów dorobili dodatkowe światła "przeciwdeszczowe" i zabronili ich włączać jak nie pada deszcz, to na 100% nie widzielibyśmy w deszczu kolesi jeżdżących bez świateł. Każdy by czekał na pierwszą krople, żeby zalansować swoimi flarami.
Komentarz